Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:1128.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:51:25
Średnia prędkość:21.95 km/h
Maksymalna prędkość:47.85 km/h
Suma kalorii:47550 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:59.41 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Grodzisk-Gizycko (Orneta-Lidzbark Warm.-Kętrzyn-Gizycko)

Środa, 20 lipca 2011 · Komentarze(2)
Śladem historii czyli
Grodzisk Wielkopolski – Giżycko, lipiec 2011




Po zeszłorocznej pierwszej w życiu wyprawie z rodzinnego Grodziska do Darłówka, przyszła kolej na dalsze wojaże. Wybierając kolejne miejsce odwiedzin nie trzeba było się długo zastanawiać – Mazury!
Trasa zaplanowała była tak aby przy okazji zahaczyć o miejsca, gdzie historia zostawiła swój ślad w postaci ciekawych atrakcji turystycznych. Kórnik, Biskupin, Toruń, Malbork to tylko z niektóre z miejsce, które miałem odwiedzić, szczegółowo trasa miała wyglądać tak: ?130970668547802

Przygotowania

Bogatszy o zeszłoroczne doświadczenia zmiany zacząłem od nowego stylu jazdy, parę rzeczy w rowerze zmieniłem, dodałem nowe elementy tak aby podróż pokonać bez większych problemów. Powoli kompletowałem potrzebne rzeczy do wyprawy i tak od namiotu poprzez zapasowe dętki aż do niezbędnych map uzbierało się 15 kg bagażu, który towarzyszył mi przez całą podróż.

1 dzień ( Grodzisk Wlkp. - Kórnik - Gniezno -Trzemeszno)

Wyjeżdżam dokładnie o 8:30 pełen entuzjazmu. Pogoda dobra, trochę pochmurnie, gdzie niegdzie przez chmury przedziera się słońce. Początkowo przez pierwsze 10-15 km jadę ścieżką rowerową w stronę Poznania, tempo spokojne jak na początek ok. 22 km/h, za Granowem się rozkręcam i do pierwszego punktu wycieczki czyli Rogalina docieram ze średnia prędkością ok. 25 km/h. Rogalin znany jest przede wszystkich z zabytkowych dębów, które są największym ich skupiskiem w Europie! Na godzinę odstawiam dwa kółka i pieszo podziwiam uroki rogalińskiego parku.
Kolejnym miejscem gdzie miałem zawitać był Kórnik i jego zamek, jako, że z Rogalina do Kórnika jest zaledwie kilkanaście kilometrów to nawet dobrze nie wsiadłem na rowek kiedy to znów musiałem z niego zsiadać ;) W poszukiwaniach „białej damy” ruszam po zamkowym muzeum, niestety podobno Teofila Działyńska przechadza się po zamku tylko nocą więc pozostaje mi ja obserwować wyłącznie na obrazie;) Kórnik to nie tylko zamek, ale też okalający go park, po którym robie krótki spacer gdyż czas ucieka i trzeba ruszać w dalszą podróż… Dalsza droga w stronę Gniezna wiedzie przez budowany odcinek autostrady A2, kilometry pokonywane po nowym asfalcie mijają przyjemnie i……wesoło za sprawą dziadka na komarku, którego wyprzedzając tak naruszyłem jego ambicje iż od razu dodał gazu i tyle go widziałem ;) Wkrótce docieram do Gniezna, gdzie głównym punktem programu była katedra gnieźnieńska. Krótka chwila na relaks, kilka zdjęć, mała rundka przez centrum i ruszam dalej. Słońce już nieźle grzeje więc do Trzemeszna docieram już zmęczony nie tylko przejechanymi kilometrami, ale też pogodą. Małą zagadką był nocleg, ale ostatecznie udało się rozbić namiot na probostwie, jeszcze tylko uzupełnienie płynów i można było położyć się spać….

Rogalin


Rogalin


Kórnik
2 dzień ( Trzemeszno-Biskupin-Żnin-Barcin-Toruń)
Po prawie nieprzespanej nocy ze względu na różnej maści hałasy ruszam w dalszą podróż w kierunku Biskupina. Słońce lekko przygrzewa, dookoła lasy i pola, a mijające auta można by policzyć na palcach jednej ręki. Warunki jak na rower prawie, że idealne. Tak docieram do dawnego grodu łużyckiego – Biskupina. Samo miejsce wydaje się nieco przereklamowane i może poza treningiem łuczników w starodawnych strojach nie wywarło na mnie większego wrażenia. Mimo to, trzeba przyznać, że zwiedzających sporo. Wyjazd z Biskupina łączył się już podróżowaniem w upalnym słońcu co miało przełożenie na wolniejszego tempo niż dzień wcześniej. Po drodze spotykam 15 latka na kolarzówce, który co rusz się odwraca i próbuje odskoczyć, ale bezskutecznie. Doganiam go, zagaduje i dalej przez jakieś 20 km jedziemy razem, przy okazji korzystamy ze skrótów pokazanych przez młodego rowerzystę. Dalsza samotna droga, mija bez fajerwerków, przez same wioski gdzie nie było nic godnego uwagi. Tak docieram pod sam Toruń i tutaj znów towarzystwo nieco starszego kolarza, bo już na emeryturze. Zamiast zaplanowanej trasy po ruchliwej drodze krajowej, odbijamy w lewo. Jak się okazuje warunki do jazdy o niebo lepsze, bo wszędzie dookoła lasy, a asfalt niedawno położony. W końcu można było nieco ochłonąć w cieniu choć mój partner podróży zbytnio na to nie pozwalał nadając całkiem dobre tempo, które pewnie wynikało z niemal codziennych treningów po 40-50 km co zasługuje na spore uznanie zwłaszcza , w tym wieku. Minusem zmienionej trasy była jej długość bo zamiast planowych 30 wyszło jakieś 40 km. Na szczęście pole campingowe gdzie miałem zaplanowany nocleg znajdowało się przy samym wjeździe do miasta więc zaoszczędziłem trochę czasu na szukaniu miejsca noclegowego. Rozbijam namiot, biore prysznic i ruszam na krótka przejażdżkę po mieście i zakupy. Po powrocie jeszcze tylko obiad (kolacja?), do tego zimne piwko i można się kłaść….

Biskupin


Toruń
3 dzień ( Toruń – Chełmża – Grudziądz – Kwidzyń – Gniew – Malbork)
Trzeci dzień wyprawy miał być najtrudniejszy i chyba też taki był. Największa ilość km do pokonania oraz zaczynające się pojawiać górki mocno dały popalić, ale zacznijmy od początku. Rano zanim jeszcze wyruszyłem na dobre w trasę, poświęcam jeszcze trochę czasu na zwiedzanie starego miasta, pamiątkowe zdjęcia i dopiero wyruszam z miasta Mikołaja Kopernika. Pierwsze 25 km wzdłuż drogi na Gdańsk a więc w towarzystwie tak nie lubianych samochodów i przede wszystkim tirów. Pogoda zgoła odmienna niż w poprzednie dni bo zamiast promieni słońca pierwszy raz pojawił się deszcz. Zmiana warunków jazdy chyba wyszła na dobre, bo mimo wszystko jechało się przyjemniej niż w meczącym słońcu. Zmieniam też nieco zaplanowaną trasę i wcześniej zjeżdżam z drogi do Wolnego Miasta i kieruje się na Chełmżę, a dalej w stronę Grudziądza przez wioski. Na szczęście droga nie najgorsza i mogę nieźle „pocisnąć”. Praktycznie nie schodząc poniżej 26 km/h przejeżdżam Wiewiórkę… uff na szczęście to tylko wioska o jakże wdzięcznej nazwie;) Kolejna wioska i za nią kolejna niespodzianka…. O ile widok krów na łąkach koło drogi nie dziwi o tyle widok cielaka biegnącego w moją stronę już tak….Ja na bok, cielak też, ja do środka i on też….zwalniam i mijam nie tak wcale małego „agresora”, który chyba nieco zwątpił w sens ataku rowerzysty, na moje szczęście…Niestety im bliżej Grudziądza tym gorsze warunki do jazdy. Sama droga dojazdowa do tego miasta woła o pomstę do nieba, łata na łacie, dziura koło dziury, po prostu nie dało się normalnie jechać. Sam Grudziądz to też nic ciekawego, bloki, stare zaniedbane budynki i chyba nic poza tym, toteż nawet nie było sensu się zatrzymywać i dłuższy postój postanowiłem zrobić dopiero w Kwidzyniu. Sam ten odcinek to już na szczęście o wiele lepszy stan drogi. Znów zaczyna padać i pojawia się pierwszy konkretny podjazd. W zeszłym roku miałem z tym elementem sporo problemów, ale w tym roku zacząłem jeździć z większą kadencją i jak się okazało było to bardzo pomocne. Choć trzeba było się sporo napocić żeby ten podjazd pokonać to jednak poszło nadzwyczaj dobrze. Im bliżej samego Kwidzynia tym więcej tym podobnych „wspinaczek”. Kwidzyń był miejscem o tyle ważnym, gdyż to od niego zaczynał się szlak zamków gotyckich, które miałem zamiar w większości odwiedzić. Zanim wybrałem się do kwidzyńskiego zamku, ruszyłem w poszukiwaniu dobrego obiadu;) Gdy już się posiliłem przyszedł czas na zamek. Trzeba przyznać ze dość sporych rozmiarów wzorowany na budowlach krzyżackich robił wrażenie. Minusem tego ciekawego punktu podróży było to, że w pobliżu remontowana była jakaś główna droga i niestety zacząłem błądzić przez co straciłem sporo czasu zanim dotarłem na drogę w kierunku Gniewu, gdzie znajdował się kolejny zamek ze ich gotyckiego szlaku. Samo miasto Gniew leży po drugiej strony Wisły, a żeby się do niego dostać niezbędna jest przeprawa promowa, co było też na pewno nie lada atrakcją, a także okazją na bardzo ciekawe zdjęcia. Niestety ten dzień był zbyt intensywny i mało czasu było na podziwianie wszystkich atrakcji, dodatkowo przeprawa promowa tez zajmowała nie mało czasu. Przy okazji warto wspomnieć iż przedostając się z powrotem na drugi brzeg Wisły minąłem się z grupą sakwiarzy z Wisły, ale tej „małyszowej”, jadących do Gdańska- niezły odcinek trzeba przyznać ;) Krótka pogawędka, życzymy sobie powodzenia w dalszej trasie i każdy rusza w swoją stronę. W momencie wysiadki z promu na liczniku widniało już przejechanych 130 km, a tu jeszcze trzeba się dostać do Malborka…. Było co jechać, ale za to odcinek dość ciekawy bo praktycznie wzdłuż Wisły, z lewej strony cały czas wały więc przynajmniej nie wiało tak mocno, tyle, że sporo meszek latało. Mając w perspektywie późne dotarcie do Malborka, ostro pedałuje mijając m. in. okolice Piekła czy Węgier, nie ma co, ktoś był pomysłowy nadając tym wsiom taką nazwę;) Dalsza droga do Malborka mija spokojnie, bardzo dobrze jechało się z samego Sztumu, gdzie asfalt jeszcze nie jest zniszczony. Wreszcie jestem w byłej twierdzy Krzyżackiej. Na szczęście pole namiotowe jest kilkaset metrów od zamku więc widok ciekawy. Na zwiedzanie było już za późno- godz. 20:00 czyli po 12 godzinach i 177 km jestem na miejscu. Co ciekawe ustanowiłem swój nowy rekord w liczbie przejechanych km w ciągu jednego dnia poprawiając swój wynik o … 1 km ;)


Kwidzyń


Gniew widok z promu


Gniew


Wisła


Piekło ;)


Wisła
4 dzień ( Malbork – Pasłęk – Orneta)
Po jakże ciekawym trzecim dniu przyszedł czas na wiele spokojniejszy czwarty dzień. Rozpoczynam go dość nietypowa, bo zamiast wyjazdu w dalszą podróż, ruszam na podbój malborskiego zamku ;) Z całego „Szlaku zamków gotyckich” ten był najbardziej znany, ale także okazały i mający swoją jakże ciekawą historię. Co godne uwagi od roku 1997 obiekt ten wpisany jest na światową listę dziedzictwa UNESCO. Głodny wiedzy i nowych informacji zakupuje bilet i razem jako grupa turystów indywidualnych pod opieką przewodnika ruszamy w XIV i XV wiek. Rozmach z jakich Krzyżacy stworzyli tą twierdze robi wrażenie. Dostępu do jej głównej siedziby broniło aż pięć umocnień składających się z grubych nawet do 5 metrów murów, fosy i zwodzonego mostu. Dodatkowe zabezpieczenia jak wylewana smoła, ostrzał łuczników, żelazne bramy, liczne kraty czyniły ją twierdzą nie do zdobycia. Całe zwiedzanie zamku trwało 3 godziny. Jakieś pół godziny przed końcem zwiedzania postanawiam zakończyć ten etap wycieczki, jednakże polecam każdemu wizytę w Malborku, gdyż naprawdę warto poświecić trochę czasu i wybrać się tutaj chociażby w któryś z wolnych weekendów. Zamek opuszczam ok. godziny 13:30 więc było co nadrabiać. Po wydostaniu się z byłej krzyżackiej stolicy zbaczam z zaplanowanej trasy i przez wioski postanawiam nadrobić nieco stracony czas. Mimo iż do pokonania miałem jakieś 10 km mniej niż wg. zaplanowanej trasy to raczej wątpliwe żebym nadrobił coś czasowo. Jazda przez wioski ma niestety to do siebie, że jakość tamtejszych dróg jest delikatnie mówiąc kiepskawa, przez co tempo jazdy jest zdecydowanie wolniejsze. Mało też po drodze było jakichkolwiek atrakcji turystycznych przez co poza małymi zakupami nigdzie się już nie zatrzymuje. Między 18:00,a 19:00 docieram do Ornety położonej 35 km na zachód od Lidzbarka Warmińskiego czyli miejsca gdzie planowałem nocleg. Niestety zabrakło sił, mimo iż pokonałem zaledwie 94 km . Dało się odczuć trudy dnia poprzedniego, a także to iż mało było płaskich odcinków. Plusem na zakończenie tego dnia było to iż w końcu nocowałem pod dachem, w pokoju, z TV i prysznicem. Można było nabrać sił na ostatni dzień…

Malbork
5 dzień ( Malbork- Lidzbark Warmiński- Kętrzyn- Giżycko)
Ostatni dzień wyprawy na Mazury. Wstałem wcześniej spakowałem się, szykuje się do drogi, już mam wsiadać na rower a tu burza….Musiałem przeczekać jakieś 1,5 godziny. Ok. 9:30 ruszam w lekkim deszczu i tak prawie dwie godziny aż do Lidzbarka, gdzie już byłem nieźle przemoczony. Zatrzymuje się na gorącą kawę i o dziwo przestaje padać. Kierując się w stronę Kętrzyna mijam przedostatni z gotyckich zamków, ale pstrykam jedynie kilka fotek i jadę dalej. Nie mniejszą uwagę przykuwa nieco wcześniej drewniany prawosławny kościółek, który nie sposób spotkać w Wielkopolsce. Droga z Lidzbarka przyjemna, nawierzchnia nie najgorsza, samochodów nie za wiele, a przede wszystkich pochmurnie i bez deszczu. Tak jadę prawie pod Bisztynek, gdzie napotykam Tomka - sakwiarza z Gdańska. Razem kręcimy aż do Bisztynka, cały czas poruszając tematy rowerowe. W samym Bisztynku zatrzymujemy się w centrum, chwile jeszcze gawędzimy, pstrykamy pamiątkowe foty i się rozstajemy. Tomek został na dłuższy odpoczynek, a ją ciągle mając w głowie uciekający czas ruszam w stronę Reszla, niewielkiej mieściny gdzie siedzibę ma ostatni zamek jaki planowałem odwiedzić. Podobnie jak w Lidzbarku kilka zdjęć i ruszam dalej w stronę Kętrzyna. Po drodze zahaczam jeszcze o sanktuarium w św. Lipce. Niestety remont sprawił iż uroki barokowego kościoła nie wywierały aż takiego wrażenia, więc tylko krótki postój i znów ruszam dalej. W Kętrzynie zaczyna doskwierać głód, mijam Orlen, hmm… to zawrotka na hot dogi;) Baterie naładowane więc jedziemy dalej. Widoki coraz ładniejsze, uwagę przykuwają pagórkowate tereny pokryte lasami, polami i jeziorami, nie raz zwalniam żeby takie obrazki lepiej zapadły w pamięci. Po ponad 31 godzinach jazdy przez 5 dni nareszcie pojawia się tablica Giżycko, na twarzy pojawia się szeroki uśmiech i niesamowita radość i satysfakcja


Kościół prawosławny w Lidzbarku Warmińskim


Reszel
Choć dla wielu taki dystans to nic wielkiego to dla mnie to spory krok do przodu. Pierwszy wyjazd z sakwami, przez znaczną część Polski, w dodatku zmieściłem się w zaplanowanym czasie. Piękne widoki, wyjątkowe miejsca, nowe nieznane dotąd rejony naszego kraju teraz już zapisały się w pamięci i tego nikt mi nie zabierze!

Na koniec pozdrowienia dla spotkanych sakwiarzy szczególnie dla Tomka z Gdańska i Piotrka z Olsztyna. Do zobaczenia na szlaku!

Statystyki
--------Czas jazdy-Przejechane km---Prędkość średnia--Prędkość max.
Dzień 1--5:12:41-----130,49---------------25,04-----------47,66
Dzień 2--6:00:56-----132,47---------------22,02-----------47,85
Dzień 3--8:22:13-----177,02---------------21,13-----------46,23
Dzień 4--4:30:04------93,95---------------20,87-----------42,70
Dzień 5--7:21:09-----148,48---------------20,19-----------46,23
Ogółem---31:17:03----682,41---------------21,85-----------47,85

Dane tylko i wyłącznie z licznika, oprócz tego co najmniej 19 km bez po mieście, gdzie albo zwiedzałem, albo czegoś szukałem albo błądziłem ;) Tak więc razem ponad 700 km w 5 dni !!!